środa, 3 listopada 2010

Vidian - wywiad

Do zbliżającego się wielkimi krokami koncertu Tides From Nebula pozostało już tylko kilka dni. Czas zatem porozmawiać z następnym zespołem, który poprzedzi występ post-rockowców z Warszawy. Panie i Panowie, przed Wami wymiatacze z Vidian, a raczej 1/5 składu - Adam.

Kilka tygodni temu zakończyliście pracę nad rejestrowaniem Waszego nowego materiału. Opowiedz mi o pracy nad nim.

Materiał nagraliśmy w dniach 5-17 lipca w gdyńskim studio Sounds Great Promotion pod okiem (a raczej uchem) Kuby Mańkowskiego i Jana „Dziablasa” Galbasa. Wcześniej pracowały tam m.in. takie kapele jak Blindead, Behemoth czy Pneuma, a także nasi kumple z The Sin, więc bez obaw zdecydowaliśmy się na to studio. Teraz jesteśmy na etapie kosmetycznych poprawek miksu, materiał niedługo powinien zostać s,kończony – niestety pewne sprawy przeciągają się niezależnie od nas i od Kuby. Album powstawał od września zeszłego roku, pracowaliśmy nad nim wspólnie, każdy z nas dał coś od siebie i miał wpływ na ostateczny kształt muzyki. Sama sesja przebiegła bez większych problemów, była świetna atmosfera, choć kosztowało to nas wszystkich dużo wysiłku i czasami trochę nerwów. Ale było warto. Na pewno dużo się nauczyliśmy i jestem pewien że zdobyte doświadczenie zaprocentuje na następnym materiale który zresztą już powoli powstaje.

Jak zatem rysują się plany wydawnicze?

Mamy jakieś pomysły i plany co zrobić z tym dalej, ale dopóki nie będzie niczego pewnego, to zachowamy to dla siebie :) Nasze demo znalazło się w necie do pobrania za darmo, nową płytę chcielibyśmy jednak ładnie wydać, żeby można było ją postawić sobie na półeczce. Co do piractwa – z jednej strony jestem w stanie zrozumieć że przy tym natłoku wydawnictw i cenach nie każdy może sobie pozwolić na zakup tylu płyt, ile by chciał. Poza tym wiadomo że łatwiej kliknąć kilka razy i mieć mp3 zapisane na dysku. Z drugiej strony zespoły takie jak nasze nie zarabiają na muzyce ani grosza, a sprzęt i nagrania nie są za darmo. Jeśli podoba Ci się muzyka jakiegoś zespołu to kup płytę! Ale nie potępiam też ludzi którzy ściągają muzykę z neta, to nie jest taka czarno-biała kwestia. Zresztą, kto z nas nigdy nie ściągnął płyty lub nie wypalił od znajomego niech pierwszy rzuci kamieniem.

Jeden z numerów, który znajdzie się na longplayu nosi bardzo zimny, techniczny tytuł: Programmed Cell-Death. O czym opowiada warstwa tekstowa waszych kawałków i kto za nią odpowiada. Czy płyta posiada jakiś koncept?

Płyta nie posiada konceptu rozumianego w taki sposób jak np. płyty Kinga Diamond czy kapel art-rockowych, teksty nie opowiadają jakiejś konkretnej historii, chociaż są oczywiście spójne i jakoś ze sobą powiązane. Tytuł płyty to „Irrelevant Nonsense Machine Element” i w tekstach poruszamy tematy związane z miejscem człowieka w świecie. Żyjemy w chorej rzeczywistości, jesteśmy tak naprawdę nieistotnymi elementami wielkiej maszyny nonsensu. Wystarczy włączyć na chwilę dowolny program informacyjny lub wejść na portal internetowy żeby zobaczyć, że to co nas otacza to istne piekło, które sami sobie zgotowaliśmy. Zresztą tak naprawdę wystarczy rozejrzeć się wokół siebie. O tym na przykład opowiada „World Shall Fall” – o zgniliźnie powoli pożerającej wszystko wokoło, o zarazie jaką jest ludzkość. Człowiek sam dla siebie jest największym zagrożeniem, dążymy do samozagłady z uśmiechem na ustach. Każdy z tekstów oparty jest na naszych przeżyciach, doświadczeniach, emocjach które nas dotykają. Oczywiście, nie jest to wszystko napisane wprost, chcemy żeby słuchacz miał pewną swobodę interpretacji, odbierał to po swojemu i odnajdywał w tym wszystkim coś, co jest mu bliskie. Za większość tekstów odpowiadam ja, ale Maniak i Szy także napisali po jednym, a jeden stworzyliśmy wspólnie. Warstwa tekstowa jest dla mnie tak samo ważna jak muzyka, nie wyobrażam sobie pisania tekstów „o niczym”, to jeden ze sposobów na wyrzucenie z siebie emocji, pewnego rodzaju oczyszczenie.

Gdybyście mieli opisać Waszą muzykę osobie, która w życiu Was nie słyszała, to jakich określeń użylibyście bez wspomagania się popularnymi, medialnymi szufladkami?

Hmm... Najtrudniejsze zadanie to chyba opisanie tego, co się samemu robi. Staramy się robić muzykę po swojemu, najważniejszym kryterium jest nasz własny gust. Chcemy grać coś, czego chętnie słuchalibyśmy jako odbiorcy. Nie będę tutaj wymieniał nazw innych zespołów, nie będę używał szufladek – jeśli lubisz ciężkie, nowoczesne, motoryczne, lekko transowe granie – sprawdź nasz album.

Macie za sobą doświadczenia w kapelach prezentujących bardzo różne gatunki. W jaki sposób wpłynęły one na Wasz styl.

Każdy z nas ma za sobą różne doświadczenia muzyczne, od najbrutalniejszych gatunków metalu, przez hc, punk-rocka, elektronikę i po granie popularnych przebojów hahaha. Na pewno doświadczenia wyniesione z tak różnych projektów procentują i mają wpływ na nas jako muzyków. Nieważne, czy grasz grind-core czy szanty – wszędzie można się czegoś nauczyć, to bardzo rozwija. Jeśli grasz na jakimkolwiek instrumencie powinieneś próbować się w jak najróżniejszych stylach muzycznych, to świetny sposób na rozwijanie horyzontów i umiejętności. Gdybym miał grać tylko metal to chyba bym zwariował. Na przykład uwielbiam bluesa i mam nadzieję, że czas pozwoli mi na pogranie go częściej niż bym chciał. Grunt to czerpać radość z grania, styl ma tu drugorzędne znaczenie.

Rozumiem zatem, że prócz Vidian masz w zanadrzu jakieś inne plany muzyczne?

Tak, powoli kiełkuje pewien projekt nie mający zbyt wiele wspólnego z metalem, ale na razie zbyt wcześnie żeby podać jakieś konkrety.

W jakim stopniu eklektyczne gusta członków zespołu (przykład: projekt Audio Science Experiment Maniaka) przekładają się na muzykę Vidian?

Każdy z nas słucha bardzo różnej muzyki, w każdym gatunku można znaleźć coś dobrego i wartościowego. Gdzieś te nasze gusta i inspiracje spotykają się i takim punktem stycznym jest właśnie Vidian. Wiadomo, że pewne rzeczy w tym zespole nie przejdą, ale szerokie spojrzenie na muzykę pozwala inaczej podejść do tego, co się robi. Wszyscy jesteśmy wielkimi fanami muzyki, słuchamy jej nałogowo i nie wyobrażamy sobie życia bez dźwięków płynących z głośników. Nieważne czy to CocoRosie, Morbid Angel, Hallucinogen czy Blasphemy – zresztą mógłbym tu wymienić niezliczoną ilość wykonawców – liczy się tylko jakość muzyki. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na ile przekłada się to na to, co robimy jako Vidian, choć z pewnością nie da się uniknąć inspiracji innymi artystami.

No dobra. Dużo opowiedziałeś mi o muzie, a kiedy będzie można znów usłyszeć Was na żywo?

Niedługo gramy w Bydgoszczy z Tides from Nebula, Obscure Sphinx i Killing Nutility, zapowiada się świetna impreza! Mamy na koncie trochę koncertów w Polsce i za granicą (na początku roku graliśmy np. na festiwalu Nacht Uns Nicht w Niemczech), ale niestety niełatwo w tym kraju przebić się na jakieś fajne gigi. Na każdym koncercie spotykaliśmy się z bardzo pozytywnymi opiniami, myślę też że każdy występ pozwala nam być coraz lepszym zespołem koncertowym. Mam nadzieję iż nowa płyta pozwoli nam pokazać się szerszej publiczności i że najlepsze koncerty dopiero przed nami :)

Doszły mnie słuchy ze przed 11 listopada zaszły w Vidian niewielkie zmiany personalne.

To prawda. Nowym basistą został znany tu i ówdzie Łukasz „Late”, szeregi Vidian opuścił natomiast Maniak, jego miejsce zajął Arek, znany chociażby z hardcorowej kapeli Down to Concrete. Mam nadzieję że to już koniec zmian personalnych i że w nowej postaci Vidian będzie silniejszy niż kiedykolwiek!

Ile czasu musicie poświęcać na utrzymanie w ryzach takiej kapeli jak Vidian?

Staramy się grać próby jak najczęściej, regularne spotkania to moim zdaniem podstawa funkcjonowania zespołu. Oczywiście, kosztuje to trochę pracy, czasu i wysiłku, ale też nie różnimy się chyba specjalnie pod tym względem od innych zespołów. A w ryzach jakoś się trzymamy – mam przynajmniej taką nadzieję :)

Co sądzisz o wsparciu mediów (albo i jego braku) dla grup parających się ciężkim graniem?

Wsparcie mediów… Uważam, że cała sytuacja na polskim rynku muzycznym jest, delikatnie mówiąc, chora. Zaczynając od wytwórni, przez towarzyskie kółka wzajemnej adoracji, po… słuchaczy. Mamy w Polsce dużo zdolnych, fajnych kapel. Co z tego, skoro np. nie mają kilku tysięcy złotych żeby pojechać w trasę z bardziej znanymi zespołami? Nie mówi się o tym, ale płacenie za udział w trasie kilku tysięcy złotych (młode kapele płacą z własnych kieszeni) to dzisiaj norma. Dlatego widzimy non stop te same nazwy na plakatach. Wytwórnie nie wyłapują młodych zdolnych, nie inwestują w nich – najlepiej nagrać materiał w zawodowym studio, samemu zapłacić, oddać za darmo i dziękowac że ktoś się w ogóle zainteresował. Nie zrozum mnie źle, nie oczekuję teraz cudów – ale zwykłego szacunku. Na szczęście są ludzie którzy na różne sposoby bezinteresownie pomagają młodym zespołom i to się chwali. Ale w tym miejscu trzeba wspomnieć o największej chyba bolączce w Polsce – publice. Może teraz się narażę, ale uważam że to odbiorcy w dużej mierze odpowiadają za ciężką sytuację. W Polsce nie chodzi się na koncerty! Jeśli w kilkuset tysięcznym mieście (!!!) na koncert potrafi przyjść 15 osób???? Nawet jeśli nie zawsze promocja imprez jest na najwyższym poziomie, to jednak zainteresowanie koncertami jest tragiczne. Ostatnio byłem na koncercie Sadist – wspaniała sztuka, rewelacyjne wykonanie – razem ze mną pod sceną było max. 20 osób. A mówimy o zespole, który naprawdę nie gra od wczoraj! A gdy, jak co roku, przyjeżdżają Coma, Kult czy Acid Drinkers (czyli Ci wykonawcy którzy są mocno promowani) to nagle klub jest pełen! Wynika z tego, że wśród tzw. „metalowców” tylko mały procent to odbiorcy ŚWIADOMI, którzy sięgają po cos więcej niż to, co jest wciskane za grubą kasę przez speców od marketingu. I to właśnie Ci świadomi odbiorcy tak naprawdę budują scenę, szkoda że jest ich tak mało… Ludzie muszą zrozumieć, że taka muzyka to nisza, nie przetrwa bez wzajemnego wspierania się, chodzenia na gigi.

Czujecie się zespołem podziemnym czy konsekwentnie chcecie wyrwać się z tej sfery? Jaka jest według Ciebie definicja undergroundu, czy postrzegasz ją pozytywnie?

Myślę że każdy twórca, jeśli decyduje się na udostępnianie swojej muzyki i wykonywanie jej na żywo, chce dotrzeć do jak największego kręgu odbiorców. Czujemy się częścią podziemia, muzyka jaką wykonujemy zawsze będzie muzyką niszową. Dla wielu ludzi podziemie kojarzy się ze słabą jakością wykonania, brzmieniem itp. – dla mnie podziemie to ludzie, to fani, to znajomi z innych kapel, to fakt że idę na koncert i spotykam kumpli których nie widziałem od lat, to masa młodych i zdolnych bandów. Podziemie to prawdziwa pasja do muzyki, która nie jest jeszcze zawikłana w układy biznesowe.

Mówiąc o układach masz na myśli kapele, które się sprzedały?

A co to znaczy sprzedać się? Nie rozumiem tego. Komercyjne to są kapele założone w zaciszu gabinetu prezesa wytwórni, które patrzą na to co się aktualnie podoba i pod to się podpinają. Artysta, który od początku tworzy coś szczerego i prawdziwego pozostanie sobą, nawet jeśli nagle sprzeda wielkie ilości płyt. Dla mnie wyznacznikiem jakości muzyki jest to, ile w niej prawdziwych emocji, a nie wyreżyserowanego patosu. Mike Patton jest znany na całym świecie, grywał z najlepszymi, robi to co chce i na co ma ochotę a jego płyty bardzo dobrze się sprzedają – czy to znaczy że się sprzedał?

Zatem zgodzilibyście się wystąpić w porannym programie telewizji publicznej?

Jasne, to musiałoby być niezapomniane przeżycie :)

Dzięki za rozmowę i do zobaczenia w Estradzie 11 listopada!

Myspace

1 komentarz: